Codziennie przyglądam się odbiciu
Codziennie przyglądam się twarzy zmęczonej
Pod palcami wyczuwam bezsilność i monotonię
Zmęczenie słowami myślami nadzieją
Matowe źrenice
Nie krzyczą jak dawniej
Usnął błysk dawny
Płoną domy z zapałek
Na których miał stanąć pałac prawdziwy
Choćby chatka drewniana
Lepianka
Ogień już spokojnie wygasa
Twarz bez wyrazu krzyczy
Krzyczy bo wie że codzienność kpi z człowieka
A czas uwielbia pastwić się nad bezbronną nadzieją
Robi to bardzo powoli dokładnie
Delektuje się naiwną wiarą w lepsze jutro
Karmi się kpieniem z marzeń o szczęściu
Są drogi z których się nie da zboczyć
Są filary których nie można przesunąć
Buduje się według planu architekta
Szpik drzewa zawsze pozostanie szpikiem drzewa
Marchew na zawsze pozostanie warzywem
Każdy kwiat najpierw wspaniale otwiera się budzi
Jednak nawet najpiękniejszy bezlitośnie obumrze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz