piątek, 25 kwietnia 2014

Trofeum

Klękam w oparach pustki.
Lękam się jutra wiosny.
Wisi na ścianie trofeum:
serce wypchane banknotami.

Na wpół kolorowy sen, na wpół kolorowy poranek.
Barwy tęczy nie wznoszą wież codzienności.
Barwy piekła to czynią.

Pająk posłusznie łata pajęczyną moją lewą pierś.

Nie whisky wyznacza trasę poety, 
nie cudzołożnice, nie diabeł czy nawet Bóg!
Nie serce dyktuje słowa - jego przecież brak.

Na nagrobku miał mi napisać!:
Jam człowiek, pieniądz, seks.
Jam bezduszna machina poezji,
co życie swe od poczęcia przeznaczyła
na stratę...

Modlitwą stało się słowo rzucone w wiatr wraz ze śliną.
Z obrzydzeniem powiedziana nowenna.
Splunąłem na karty brewiarza, zamknąłem go i wyrzuciłem.
Na co mi Bóg!?
Mam wspaniałe trofeum.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Namiętność

Dotknij tajemnicy swojej prawdy
Palcem po ustach czerwonych jej przejedź
Pocałuj namiętnie w milczeniu
W oczy patrz 

W porannej rosie każ jej się kąpać
Rozkaż jej boso chodzić przez świat
Podaj jej figi do jedzenia
I w oczy patrz

Zrób z pięknej prawdy poezję
Stwórz dzieło
Niech namiętność cieknie po brodzie
A serce krwawi z zazdrości

Słowicza mowo Polaków
Narodu od wieków przeklętego
Nie pozwalasz wyrazić słowami
Jak prawdy zdobyć serce

Klnę więc ten świat połowiczny
Z trucizną do szpiku kości wstrzykniętą
Rzucam się w ramiona namiętnej kochanki
Co prawdę chętna mi zdradzić

I umrę w tańcu tej namiętności
Znając prawdę każdy chce się zatracić

wtorek, 8 kwietnia 2014

Spotkanie

W mango-mandarynkowym spojrzeniu
Wszystko mi opowiedziałaś.
Opowiedziałaś mi prawdę życia;
Miłości.

Stałaś tak niewinnie opierając się
O filar z marmuru.
Na skrzyżowanych stopach miałaś białe balerinki.

W Twoim konterfekcie była poezja.
Zresztą jest ona do dziś.
Ułożyłaś w ów dzień dłoń wierzchem do góry,
Dmuchnęłaś, a pył magiczny omiótł mnie na
Zawsze.

Przed oczami miałem Ciebie
Przez czas bardzo długi,
Twoją twarz rozkoszną, usta piękne,
Oczy wesołe, brązowe, wyjątkowe.
Śnieżno białą Twą sukienkę.

Czy jesteś aniołem?
Zapytałem, pamiętam! Wargami ruszyłem
Bezgłośnie. A Ty po prostu
Patrzyłaś na mnie wdzięcznie.
Pachniało tulipanami, kakaem prawdziwym,
Muzyką Beethoven'a, winem, ciastem babcinym,
Plażą, słońcem, 
Szczęściem.
Wszyscy w sali tańczyli.
Tylko my wpatrzeni w siebie...
Nagle!
Tak nagle, niespodziewanie uśmiechnęłaś się.
Kupidyni wyszli ze wszystkich
Zakamarków i zaczęli grać na trąbkach,
saksofonach, fletach, waltorniach i innych dmuchańcach.

A my dalej. Dalej na siebie patrzymy.
Ty uśmiech masz na twarzy... wspaniały,
Ja patrzę - choć mi głupio - bo Ty piękna...
Co pomyślisz o mnie...?

Mrugnęłaś do mnie
Zalotnie! Zburzyło to trochę
Kompozycję tej chwili, ale wiedziałem.
Wiedziałem!

Obdarzyłaś mnie jeszcze raz, lecz tak
Bardziej stanowczo, na pożegnanie.
Obdarzyłaś mnie swym mango-mandarynkowym spojrzeniem.
Odwróciłaś się i z gracją tancerki
Odeszłaś...

Stałem jeszcze chwilę na tym przystanku,
Patrząc z tęsknotą jak odchodzisz...

Szlachetnie Urodzona dziewczyno.